Archiwum 12 listopada 2002


lis 12 2002 Powrót do przeszłości... ;-)
Komentarze: 0

Właśnie wróciłam do domu.. Już po przekroczeniu progu zastało mnie istne pobojowisko panujące wewnątrz mieszkania.. Porozwalane wszędzie ciuchy, sterta naczyń w zlewie, rozrzucone w łazience kosmetyki... Czyżby włamanie, albo inne straszliwe w swych skutkach wydarzenie? Nieee, widać po prostu siostra za późno dzisiaj wstała i niczym tornado wybiegła z domu z hukiem do szkoły.. :-) Niech no tylko wróci do domu, zagonię ją do katożerczej pracy, jaką jest uprzątnięcie tego twórczego nieładu.. Phi, niech sobie nie myśli, że ja to za nią doprowadzę do porządku.. Mam ważniejsze sprawy na głowie, chociażby prowadzenie tego bloga.. ;-)

Dziejszy dzień w szkole przebiegł  nader spokojnie. Nawet na angolu udało mi się nie zasnąć, bo temat dyskusji był naaawet ciekawy (zważając na to, iż nasza 'pani profesor' ma raczej ograniczone poczucie humoru i dar wyobraźni). Niby zwyczajny: "Mój ulubiony pokój", a jednak zmusił mój umysł do pewnego wysiłku i zagłębienia się w odległych wspomnieniach... Jeśli mowa o naszym domu, wybór padłby od razu na MÓJ pokój - wiadomo, moje małe święte sanktuarium, gdzie pozwalam dryfować bezwolnie myślom i zawsze znajduję ukojenie ;-) Jednakże, takim najwspanialszym miejscem pod słońcem, z którym wiąże się najwięcej kochanych wspomnień jest... kuchnia mojej kuzynki, najbliższej na świecie mi osoby... :-) Szkoda, że widujemy się tylko dwa razy do roku (mieszkamy za daleko od siebie), ale za to zwyczajowo spędzany ze sobą calutkie wakacje..
Ale wróćmy do owej magicznej kuchni.. Odkąd sięgam tylko pamięcią, było to miejsce naszych dłuuugich, nieraz całonocnych 'posiedzeń'.. Kuchnia ta zna nasze wszystkie sekrety i obserowała jak dorastałyśmy i jak zmieniały się z wiekiem  nasze problemy..  Śmierć ulubionego kotka, nażekanie na rodziców, że każą siedzieć w łóżkach już o 22:00.. :-) , podbieranie babcinego wina ze spiżarki, albo ukrytych przed nami słodyczy (czemu towarzyszyła niezła adrenalinka i gorączkowa myśl dziecięcego umysłu, czy spostrzegą deficyt, czy się wyda... ;-)) ).. A gdy nam lat przybyło, do rozmów wkradli się faceci -> te nędzne kreatury, przez które obie tyle łez wylałyśmy, a bez których nie da się żyć na tym świecie ;-) ehhh, śmiać mi się chce teraz na myśl o tym, jak to niektóre błahe sprawy, wzrastały kiedyś w naszych oczach do prawdziwego, poważnego problemu natury egzystencjonalnej... :-) Teraz nan inne problemy, chociażby matura.. Ale podejrzewam, że i to kiedyś zbędę beztroskim śmiechem, przynajmniej  bym sobie tego życzyła... ;-)

Dzisiaj krócej, zaraz wychodzę. Cel mojej wyprawy jest niezwykle szczytny: nowe glany! :-) O tak, moje obecne jush przeżyły swoje i ich czas powoli dobiega końca! :-) Wobec tego.. here we go!

pogromczyni_smokuff : :