Archiwum listopad 2002


lis 26 2002 BROKEN HOME!!! ;-[
Komentarze: 2

Broken Home

Broken home
All alone
Broken home
All alone

I can't seem to fight these feelings
I'm caught in the middle of this
And my wounds are not healing
I'm stuck in between my parents
I wish I had someone to talk to
Someone I could confide in
I just want to know the truth
I just want to know the truth
Want to know the truth

Broken home
All alone

I know my mother loves me
But does my father even care
If I'm sad or angry
You were never ever there
When I needed you
I hope you regret what you did
I think I know the truth
Your father did the same to you
Did the same to you

I'm crying day and night now
What is wrong with me
I cannot fight now
I feel like a weak link
Crying day and night now
What is wrong with me
I cannot fight now
I feel like a weak link

Push it back inside

Broken home
All alone

It feels bad to be alone
Crying by yourself living in a broken home
How could I tell it So all y'all could feel it
Depression strikes hard like my old earth
Would tell it
To her son she told me I'm the one
Pain bottled up about to blow like a gun
Stories that I tell are nonfiction
And you can take it back
Cause it's already done

Broken home
Broken home

Can't seem to fight these feelings
I'm caught in the middle of this
And my wounds are not healing
I'm stuck in between my parents

Broken home
Broken home

P.S. NIENAWIDZĘ MOJEJ RODZINY!! ZROBIĘ CO W MOJEJ MOCY, ABY MOJA TAKA NIE BYŁA!!! ;-[
pogromczyni_smokuff : :
lis 16 2002 weekend mię nie cieszy, czyli zamieniam...
Komentarze: 0

No i nadeszła kolejna arcyciekawa sobota. Zamiast cieszyć się weekendem, ja znowu marudzę i szczerze mówiąc, najchętniej bym w ogóle nie wstawała z łóżeczka. Nie, to chyba jednak nie jest wina mojej leniwej natury, ale jakieś takie przytłoczenie otaczającymi mnie sprawami. Zmęczenie. Nie pamiętam kiedy ostatni raz spałam te minimalne osiem godzin. Mój przeciętny dzień kończy się bowiem około 1:00 w nocy, a zaczyna pobudką o porze conajmniej nieprzyzwoitej, bo o 6:30. Jestem więc zmuszona nadrabiać ten deficyt w śnie w ciągu dnia. Później brak mi czasu np. na lekcje i błędne koło się zamyka... _-_ *wyraz kompletnej rezygnacji*

A powinnam się cieszyć i wmawiać wszystkim z radosnym uśmiechem na gębie, że życie i tak jest piękne, jak to czyniłam kiedyś... Przecież wszystko układa się po mojej myśli, jest dobrze. Chyba byłabym doskonałym materiałem na stoika. Obojętność na wszystko, nie śmiać się, nie płakać... Ale cóż się takiego wydarzyło?
1) Zmieniłam grupę na angolu.. to był dobry wybór, mimo że dosyć się zżyłam z poprzednimi "classmates" ;-) Teraz jednak mamy nieco wyższy poziom, co mnie lepiej motywuje do nauki, a poza tym jestem najmłodsza (wtedy zaś byłam najstarsza), co również ma swoje plusy... buahaha
2) Mam z kim iść na 100dniówkę... :-) Tak, to jest ostatnio temat główny w społeczności klas czwartych. Od pamiętnego incydentu z panem R. i wyzwania go od świń, strasznie mnie ten fakt wkurzał (i mean 100dniówka, bo z tym, że wyszła w końcu na jaw prawdziwa natura owej marnej namiastki mężczyzny, pogodziłam się jush dawno). Potem zaczął smucić, aż wreszcie obrażona na cały świat płci brzydkiej, stwierdziłam, że sama nigdzie nie idę wobec tego. I nie wiem czemu zaświtał mi do głowy dopiero kilka dni temu pomysł, żeby zaprosić mojego przyjaciela.. Zgodził się, co wzbudziło we mnie radość dosyć niepotykaną (postawa stoika towarzysząca mi od x czasu).
3) Mam teraz wolny pokój, bo siostra wybyła na imprezę. MetallicA więc grzmi z głośników, a ja korzystam z chwilowego spokoju od jej osoby... I tak powinno być!

A poza tym chyba jestem straszną egoistką... Do takiego wniosku doszłam jakiś czas temu po kolejnych głębokich przemyśleniach (wiem wiem, zdecydowanie ZA DUŻO myślę :-P ).. Lubię być bowiem w centrum zainteresowania, lubię być podziwiana, lubię zachwycone spojrzenia skierowane na moją osobę.. ;-) Nie znoszę natomiast gdy ktoś mnie zbywa, nie poświęca mi należytej uwagi. To mnie wyprowadza z równowagi i powoduje serię uszypliwych uwag z mojej strony.. Nie zawsze oczywiście, bo potrafię milczeć i totalnie się poświęcić dla drugiego człowieka kosztem własnych interesów, ale w większości wypadków.. A więc egoizm czy nie wiem, zwykła potrzeba akceptacji?...

I na tym zakończę dzisiejsze rozważania.. ;-) Amen...

pogromczyni_smokuff : :
lis 12 2002 Powrót do przeszłości... ;-)
Komentarze: 0

Właśnie wróciłam do domu.. Już po przekroczeniu progu zastało mnie istne pobojowisko panujące wewnątrz mieszkania.. Porozwalane wszędzie ciuchy, sterta naczyń w zlewie, rozrzucone w łazience kosmetyki... Czyżby włamanie, albo inne straszliwe w swych skutkach wydarzenie? Nieee, widać po prostu siostra za późno dzisiaj wstała i niczym tornado wybiegła z domu z hukiem do szkoły.. :-) Niech no tylko wróci do domu, zagonię ją do katożerczej pracy, jaką jest uprzątnięcie tego twórczego nieładu.. Phi, niech sobie nie myśli, że ja to za nią doprowadzę do porządku.. Mam ważniejsze sprawy na głowie, chociażby prowadzenie tego bloga.. ;-)

Dziejszy dzień w szkole przebiegł  nader spokojnie. Nawet na angolu udało mi się nie zasnąć, bo temat dyskusji był naaawet ciekawy (zważając na to, iż nasza 'pani profesor' ma raczej ograniczone poczucie humoru i dar wyobraźni). Niby zwyczajny: "Mój ulubiony pokój", a jednak zmusił mój umysł do pewnego wysiłku i zagłębienia się w odległych wspomnieniach... Jeśli mowa o naszym domu, wybór padłby od razu na MÓJ pokój - wiadomo, moje małe święte sanktuarium, gdzie pozwalam dryfować bezwolnie myślom i zawsze znajduję ukojenie ;-) Jednakże, takim najwspanialszym miejscem pod słońcem, z którym wiąże się najwięcej kochanych wspomnień jest... kuchnia mojej kuzynki, najbliższej na świecie mi osoby... :-) Szkoda, że widujemy się tylko dwa razy do roku (mieszkamy za daleko od siebie), ale za to zwyczajowo spędzany ze sobą calutkie wakacje..
Ale wróćmy do owej magicznej kuchni.. Odkąd sięgam tylko pamięcią, było to miejsce naszych dłuuugich, nieraz całonocnych 'posiedzeń'.. Kuchnia ta zna nasze wszystkie sekrety i obserowała jak dorastałyśmy i jak zmieniały się z wiekiem  nasze problemy..  Śmierć ulubionego kotka, nażekanie na rodziców, że każą siedzieć w łóżkach już o 22:00.. :-) , podbieranie babcinego wina ze spiżarki, albo ukrytych przed nami słodyczy (czemu towarzyszyła niezła adrenalinka i gorączkowa myśl dziecięcego umysłu, czy spostrzegą deficyt, czy się wyda... ;-)) ).. A gdy nam lat przybyło, do rozmów wkradli się faceci -> te nędzne kreatury, przez które obie tyle łez wylałyśmy, a bez których nie da się żyć na tym świecie ;-) ehhh, śmiać mi się chce teraz na myśl o tym, jak to niektóre błahe sprawy, wzrastały kiedyś w naszych oczach do prawdziwego, poważnego problemu natury egzystencjonalnej... :-) Teraz nan inne problemy, chociażby matura.. Ale podejrzewam, że i to kiedyś zbędę beztroskim śmiechem, przynajmniej  bym sobie tego życzyła... ;-)

Dzisiaj krócej, zaraz wychodzę. Cel mojej wyprawy jest niezwykle szczytny: nowe glany! :-) O tak, moje obecne jush przeżyły swoje i ich czas powoli dobiega końca! :-) Wobec tego.. here we go!

pogromczyni_smokuff : :
lis 11 2002 Moja druga notka :-)
Komentarze: 1

W końcu udało mi się nieco opanować sytuację i moja siedziba jakoś wygląda.. :-) *ogarnia wzrokiem stronkę* Wszystko leży na swoim miejscu, zostały jednynie do zrobienia maleńkie poprawki.. Tak więc, letzzz have a PARTY!!! *włącza na maxa SlipKnota* ;-)))

Ok, zmiana tematu.. Dzisiaj wolne - z jednej strony cieszę się niesamowicie, z drugiej zaś.. nie mam co ze sobą zrobić do cholery!!! A dla mnie nuda to najgorsza rzecz pod słońcem... :-/ Snuję się więc sennie po domu, denerwując domowników moim jakże pełnym życia nastawieniem do wszystkiego... Ale tak już mam od kilkunastu dni.. Nic mię nie cieszy, a to, co dawniej sprawiało radość, wydaje się nic nie wartą głupotą. Chociażby imprezy... Dawniej czekałam z niecierpliwością na nadejście weekendu, widząc przed oczami nieco okraszoną procentami zabawę. Chciało się spożytkować jak najlepiej tę wzbierającą sie w ciągu tygodnia energię, szaleć z paczką ukochanych przyjaciół, cieszyć się chwilową wolnością. A teraz? Miałam iść w sobotę na jakąś 18nastkę. Nie poszłam, ogarnęła mnie jakaś taka niechęć do jakichkolwiek spotkań z ludźmi, poczułam nienanturalną (biorąc pod uwagę mój dosyć towarzyski charakter, hehe ;-) ) potrzebę zaszycia się samotnie w swoim pokoiku, bezpiecznej przystani, gdzie mogę odpłynąć z dala od wszelkiego zgiełku tego świata ;-) Wiem, że sprawiłam tym przykrość wielu osobom, a szczególnie mojej wspaniałej przyjaciółce ("przecież obiecałaś!"), ale czułam, że nie bawiłabym się dobrze... Ehhh, może się starzeję? ;-) Wiem, wiem, pieprzę od rzeczy - ktoś by powiedział, że weszłam w taki wiek, kiedy to dopiero rozpoczyna się prawdziwe życie... Ale ja widać już przeżyłam swoje, albo nie wiem... to tylko chwilowy stan, spowodowany jesienią, której z całego serca nie znoszę? :-/

Posiedzenie w domu, zaowocowało m.in dwoma nocnymi mini-seansikami filmowymi. W sobotę obejrzałam sobie film o dźwięcznym tytule "Turbulencja III: Heavy Metal".. W sumie to przez ten tytuł, jako że to moje klimaty (muza of kors, a nie samoloty, albo cholera wie co).. O ile na początku, odrobinę podsypiałam w fotelu, później, nieco się rozkręciło i nawet mnie wciągło... Przynajmniej na tyle, że dotrwałam do końca w stanie całkowiecie przytomnym - zarówno ciałem, jak i duchem.. :-P Anyway, i tak metal rulez...: \m/ (to tak na marginesie)..
Wczoraj zaś miałam przyjemność zobaczyć po raz pierwszy film "Zielona Mila" --> po prostu coś NIESAMOWITEGO! Wywarł na mnie ogormne wrażenie i sprawił, że będę patrzała na różne sprawy inaczej.. Chociażby kara śmierci - nigdy nie byłam jej zwolenniczką, ale teraz w pełni otworzyły mi się oczy... Nikt  na ziemi nie ma prawa odbierać życia drugiej osobie. Inaczej czym byśmy się różnili od zwierząt? Chociaż i one, można powiedzieć, żyją wedle pewnej etyki i zabijają z reguy tylko i wyłącznie w obronie własnego życia.. Dziś postanowiłam zagonić całą rodzinkę do przymusowego obejrzenia owego filmu *przykłada wszystkim pistolet do skroni* , a i ja bardzo chętnie obejrzę go po raz drugi...

No i jeszcze jeden temat na koniec.. Ostatnio na dodatkowym angolu zostałam wciągnięta do dyskusji, czy istnieje przyjaźń pomiędzy kobietą, a mężczyzną.. Temat rzeka, można powiedzieć.. Mimo serii bolesnych doświadczeń, stwierdziłam, że owszem, jest to możliwe. Mimo, iż uczestniczyłam swoim moim krótkim  życiu w rozpadzie dwóch przyjaźni z facetami (raz była to moja wina, druga zaś przestła istnieć z jego powodu), wierzę, że tym razem będzie inaczej... Znamy się od dwóch lat, ale zbliżyliśmy się do siebie, jakieś pół roku temu... Gadamy praktycznie o wszystkim. Zwierzam się mu się więc ze wszystkiego, no i oczywiście działa to także w drugą stronę.  Z mało kim jestem tak szczera i mało kto jest mi tak bliski. Mimo to, nie w głowie nam żadne 'romanse' ;-)) Znaczy się, pomiędzy nami... Albowiem ja mam koguś innego na oku, a i jego serducho jest zajęte.. :-) I chciałabym, aby zostało tak, jak jest, bo przyjaźń z facetem to naprawdę cudowna sprawa.. Widzisz, jak świat wygląda z jego punktu widzenia i ogólnie taka znajomość różni się od "babskiej przyjaźni"...

I to by było na tyle.. Troszki się rozpisałam, ale tak to już jest, gdy się cierpi na nadmiar wolnego czasu... ;-)

pogromczyni_smokuff : :
lis 08 2002 the fucking beginning, czyli zaczynamy nową...
Komentarze: 2

To moja pierwsza notka na tym blogu i mam nadzieję, że nie ostatnia ;) A więc czas się rozgościć w nowym "mieszkanku", jakoś się w nim zadomowić i zapomnieć o starej siedzibie... Bo  nie jest to moja "pierwsza" przygoda z blogami. Mój poprzedni dzienniczek prowadzilam spory kawal czasu, ale od kilku tygodni powolutku umiera.. Tak, skazalam [tak swoją drogą, czy tylko mi sie dziala "alt + L" --> czy literka potrzebna do napisania np. wyrazu "uaciaty"?] go na powolną śmierć poprzez nie-dopisywanie nowych notek.... Powód? Mam do cholery, dość pisania pod publikę, pokazywania światu, jaka to ze mnie pieprzona optymistka, podczas gdy serducho waży chyba ze trzy tony i lzy same cisną się do oczu!! Bo każdy zakodowal [*ta literka "l" wkurza mnie coraz bardziej*] sobie obraz wiecznie uśmiechniętej, beztroskiej mnie, a każde odstępstwo od tej "normy", wzbudza sensację i jakoś się nie podoba.. Bo przecież nie mam prawa mieć gorszego dnia, zadręczać świata swoimi chorymi pretensjami i marudzić do znudzenia jak bardzo jest źle.. ;) Dobra, obywatelka Ja, zaczyna przesadzać, a w końcu jestem Pogromczynią Smoków, a nie ogrodniczką... [cóż za blyskotliwa uwaga] Anyway, chcę się wyrwać z tego szablonu, pisać szczerze aż do bólu, a jeśli się komuś to nie podoba --> wyciągam z wdziękiem środkowy paluszek... I to chyba tyle, starczy jak na pierwszy raz...

P.S. Przydalo by się jakoś urządzić moją malą "świątynię"... W najbliższych dniach zabiorę się za to, a póki co, niech panuje tutaj tfurczy nielad.. Przecież na początku każdej przeprowadzki, wszystko leży nie na swoim miejscu i trudno się polapac co i jak ;)

pogromczyni_smokuff : :